piątek, 30 listopada 2012

Tytułem wstępu


Wszystko zaczęło się jeszcze w podstawówce. Gdy koleżanki skakały w gumę i organizowały grupowe wycieczki do pierwszego gorzowskiego centrum handlowego "Panorama", Papajka siedziała zakutana w koc - obowiązkowo plecami do ściany - i po raz enty pochłaniała "Psa Baskerville'ów. Gdy powieść dobiegała końca, a niecny pan X.X ponownie niknął w otchłaniach mokradła, Papaj (z kocem na ramieniu, plecami do ściany) wlókł się do sąsiedniego pomieszczenia i zmuszał rodzica płci brzydkiej do przywoływania z pamięci kolejnych historii o mrożących krew w żyłach przygodach cudownego Sherlocka Holmesa.

Ten swoisty rytuał powtarzał się co sobotę. Aż pewnego dnia rodzic, wymęczony niekończącymi się opowieściami, zdecydował się na krok iście niepedagogiczny i ściągnął z niedostępnej dla mikrusa półki TĘ książkę. W tempie, którego nie powstydziłby się Robert Kubica, wyrwałam rodzicowi bezcenny tom (a nuż się rozmyśli!) i pięć sekund później wciśnięta w kąt, z podkulonymi nogami i nieprzyzwoitymi wręcz wypiekami na twarzy, zaczęłam recytować:

Dziesięć małych Murzyniątek
Jadło obiad w Murzyniewie,
Wtem się jedno zakrztusiło -
I zostało tylko dziewięć […]”.

Pod koniec pamiętnego dnia, drżącym z emocji głosem, z wyrazem pełnej satysfakcji na twarzy mogłam wyskandować: „I nie było już nikogo”...

Od tej pory całym moim literackim światem zawładnęły powracające wciąż pytania: „Dlaczego nie Evans?”, „N czy M?”, a pozornie niewinna dziecięca wyliczanka „Entliczek pentliczek” nagle nabrała zupełnie innego sensu. Wraz z cudacznym Herculesem Poirot przemierzałam Europę w luksusowych wagonach Orient Expressu, pływałam po mętnych wodach Nilu i zachwycałam się egzotyczną Mezopotamią. Przez cały ten czas w głowie kołatała się jedna natrętna myśl: „Kto zabił?”.

Ten niezwykle płodny romans z genialnym monsieur Poirot trwał nieprzerwanie do drugiego roku studiów. Wtedy to w przydworcowej księgarni w Kaliningradzie natknęłam się na półkę, zdominowaną przez powieści o pewnym radcy stanu, który jako pierwszy był w stanie zrzucić z piedestału słynnego Belga.

Dziś Erast Fandorin, bohater cyklu kryminałów Borysa Akunina podbija nie tylko rosyjskie księgarnie, ale i serca miłośników retro na całym świecie. Nie ukrywam, że moje zdobył od pierwszego wejrzenia. Być może była to zasługa stylizacji, a może urzekł mnie nawiązaniami do literatury brytyjskiej – nie jestem w stanie stwierdzić.

Jedno jest pewne, oprócz powtarzającego się pytania „Kto zabił?” w moim repertuarze na stałe zagościło kolejne: „Jak on to zrobił?!”. Bo trzeba przyznać, że cały urok rosyjskich powieści detektywistycznych kryje się właśnie w niecodziennej, zaskakującej fabule, w której najciekawsza jest nie postać mordercy, a jego motywacja i pomysłowość. A tej ostatniej nie brakuje nie tylko współczesnym pisarzom, ale i ich poprzednikom, jak Orłowiec, Zarin czy Ławrow.

I właśnie o takich nietuzinkowych autorach i o takich oryginalnych kryminałach będziemy opowiadać Wam na tym blogu. Nie zabraknie też oczywiście konkursów, wiadomości o najnowszych publikacjach, recenzji i fragmentów książek, które każdy fan tego gatunku obowiązkowo powinien przeczytać! Zapraszam.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Artykuły: Fandorinada, czyli Sherlock Holmes po moskiewsku


Narodził się w Moskwie pod koniec ubiegłego stulecia, gdy pewien gruziński literaturoznawca kończył pracę nad monografią „Pisarz i samobójstwo”. Wieloletnie zmagania z mało optymistycznym dziełem wprawiły Grigorija Czchartiszwili w melancholijny nastrój. Aby nie podzielić losu bohaterów swojej książki, postanowił ugryźć temat z drugiej strony. Tak właśnie świat poznał genialnego autora kryminałów, alter ego pisarza – Borysa Akunina.

Historia niczym z „Sobowtóra” Dostojewskiego. Uznany na świecie tłumacz, znawca literatury japońskiej i amerykańskiej, pewnego dnia zwraca się w stronę beletrystyki. I to jeszcze gatunku, który w Rosji cieszy się mianem przeciętnego czytadła, dostępnego za parę rubli w dworcowym kiosku. Szaleństwo czy chwyt marketingowy? Według samego Czchartiszwilego to literackie rozdwojenie jaźni było w pełni świadome i pozwoliło pisarzowi na oddzielenie grubym murem życia prywatnego od twórczej swawoli. Dziwne zjawisko wywołało burzę na rodzimym rynku wydawniczym. Przez długi czas zadawano sobie pytanie, kim jest tajemniczy Akunin? Pseudonim kojarzono z anarchistą Michaiłem Bakuninem oraz z poetką Anną Achmatową. Najbliżej prawdy okazały się jednak konotacje japońskie. W Kraju Kwitnącej Wiśni słowo „akunin” oznacza łotra, złoczyńcę.

To właśnie wszelkie biesy, mroczne i pociągające czarne charaktery najbardziej fascynują pisarza. Mają one w sobie coś charyzmatycznego, unikatowego, czego brak przeciętnym ludziom. Dużą rolę w konstrukcji negatywnych postaci spełnia wszechstronna analiza psychologiczna, a także obserwacja gestów, mimiki, zmiany zachowania pod wpływem konkretnych wypowiedzi lub wydarzeń. Znamienne są również tytuły niektórych książek. Takie pozycje jak „Azazel” czy „Lewiatan” sugerują, że w kręgu zainteresowań literackich Akunina prym wiedzie sfera profanum. A obserwować ją może za pośrednictwem postaci prywatnego detektywa, Erasta Fandorina.

Cykl powieści o bystrym Rosjaninie obejmuje 16 książek. Bohatera poznajemy jako świeżo upieczonego asesora kolegialnego, który prosto z bram uniwersytetu trafia za biurko w jednym z moskiewskich urzędów. Nieprzeciętny umysł i zdolność do rozwiązywania najbardziej skomplikowanych zagadek pomagają Erastowi w szybkiej karierze, a jednocześnie przyprawiają jego życie szczyptą szaleństwa i dramatyzmu.

Kreując swoich bohaterów, Akunin garściami czerpie od klasyków gatunku, przekształcając jedynie realia na bliższe rodzimemu czytelnikowi. Akcja jednej z powieści rozgrywa się na statku. Wśród pasażerów rejsu ukrywa się morderca, a zadaniem policji jest odnalezienie sprawcy, nim łódź przybije do brzegu. Na pokładzie nie może oczywiście zabraknąć niestrudzonego Fandorina, zawsze gotowego do użyczenia swoich genialnych „szarych komórek” w imię sprawiedliwości. Brzmi znajomo? Powinno. Podobne wątki odnajdziemy u Arthura Conana-Doyle'a czy Mary Higgins Clark. Nie wspominając już o królowej kryminału, Agacie Christie. W niemal identyczną historię uwikłany zostaje detektyw Hercules Poirot w „Śmierci na Nilu”.

A słynne literackie duety? Wymuskany Erast, mitygujący wiernego sługę, Japończyka Masę niewiele różni się od Sherlocka Holmesa, testującego cierpliwość doktora Watsona czy Poirota, pobłażliwie zerkającego na kapitana Hastingsa. Co ciekawe, to nawiązanie do światowych wzorców nie drażni, a wręcz przeciwnie – pozwala czytelnikowi na lekką zabawę w odkrywanie klasycznych motywów. Pisarz doskonale zna prawa, jakimi rządzi się powieść kryminalna. Wie, jak wykorzystać znane historie, a przy tym ubiera je w niebanalną, intrygującą formę.

BORYS AKUNIN
Wraz z pojawieniem się pierwszych książek, wśród czytelników zapanowała istna „fandorinada”. Rosjanie masowo zachłystują się Akuninem, a rynkiem wydawniczym zawładnął odkryty na nowo kryminał „retro”. Co sprawia, że odrzucany dotychczas gatunek wraca do łask? Być może jest to mit budowany wokół pisarza – autor-sobowtór intryguje, przykuwa uwagę. Jednak to wytłumaczenie sprawdza się tylko na początku. Zwykłą ciekawość zaspokoją pierwsze dwa tomy. Ale co dalej? Co skłania do sięgnięcia po trzeci, czwarty, dziesiąty? Cytując za sąsiadami ze Wschodu, rzecz w stylizacji.

Przygody Erasta Fandorina rozgrywają się w Rosji Carskiej na przełomie XIX i XX wieku. Pisarz jest niezwykle skrupulatny i dba o dokładne oddanie realiów opisywanej epoki. Jego gabinet wystylizowany został właśnie na wiek XIX – rodem z powieści. Kiedy Akunin zamyka za sobą drzwi, ma wrażenie, że cofnął się w czasie o jakieś sto lat. Na ścianie wisi portret słynnego detektywa. Autor natknął się na niego w sklepie ze starociami. Od tej pory Fandorin towarzyszy mu w trakcie pisania. Czasem się skrzywi, innym razem przyzwalająco kiwnie głową.

Skąd pomysł na ten szczególny okres w historii? To swoisty hołd dla epoki, w której powstała najwspanialsza literatura rosyjska, spisana przez takich mistrzów, jak Dostojewski, Tołstoj i Czechow. Oni właśnie stworzyli Rosję, która przetrwała wieki.

Akunin na każdym kroku wspomina wielkie dzieła. Wplata je we własne historie lub posyła swojego detektywa śladami dziewiętnastowiecznych bohaterów literackich. Innym razem tworzy kontynuacje znanych utworów. Tak powstał „Łowca ważek”, powieść szpiegowska osadzona w czasach wojny rosyjsko-japońskiej, w przededniu klęski pod Cuszimą. Pisarz przedstawia alternatywną wersję dalszych losów Sztabskapitana Rybnikowa, tytułowego bohatera jednego z opowiadań rosyjskiego pisarza, Aleksandra Kuprina. W ten sposób Akunin nie tylko nawiązuje do kanonu literatury pięknej, ale i wzbudza w czytelnikach chęć do obcowania z nią.

W tych licznych, zmyślnych kryminałach brak jednego – umiaru. Jeden z głównych zarzutów wobec pisarstwa Akunina to zbytnie przemieszanie fikcji z prawdą historyczną. Faktem jest, że autor ma niezwykły dar do tworzenia wiarygodnych opowieści. Przy tym naszpikowane są one do granic możliwości dygresjami niczym z opasłych prac naukowych. Ten swoisty historyzm, choć przystępny, tworzy jednak niebezpieczeństwo dla mniej oczytanego odbiorcy. A nuż uwierzy on w opowieść o uprowadzeniu następcy tronu Romanowów lub w subiektywnie ubarwiony wpływ angielskich szpiegów na konflikty rosyjsko-tureckie?

Skoro nie powieść historyczna, to dlaczego akurat kryminał? Krytycy długo się głowili nad nietypowym wyborem pisarza. Dla Akunina odpowiedź jest prosta – właśnie ten gatunek pozwala na największą interakcję z czytelnikiem, zmusza go do myślenia, do podążania coraz to nowymi tropami. Powstaje pytanie, czy znawca i badacz literatury jest w stanie stworzyć coś oryginalnego, bez domieszek cudzego wpływu?

Jedno jest pewne, zapożyczony z Zachodu czy też nie, nieopierzony młokos Fandorin, zawojował serca czytelników, a pisarzowi przysporzył tyle sukcesów, co problemów. Trudno bowiem zachować świeże spojrzenie i nie pójść w stronę komercji, kiedy stworzyło się jedną z ikon współczesnej rosyjskiej popkultury. Ale beletrysta i na to znalazł lekarstwo. Za jakiś czas poznamy nowe oblicze Akunina-Czchartiszwilego – autora gier komputerowych. Czy i wtedy przyjmie nowy pseudonim? Na razie pozostaje to zagadką.


Agnieszka Papaj
Artykuł ukazał się w pierwszym numerze czasopisma "Coś na Progu"

Klasyka rosyjskiego kryminału retro nareszcie w Polsce!

"W otchłani Imatry" to początek zapierających dech w piersiach przygód detektywa Metodego Kobyłkina, słynnego na całą Rosję pogromcy przestępców, nazywanego Okiem Sprawiedliwości. Klasyka rosyjskiej literatury kryminalnej nareszcie w Polsce. Historie stworzone pod sto lat temu, teraz odkrywane na nowo - dla fanów Sherlocka Holmesa i wielbicieli Erasta Fandorina.   
 
Kilka słów o fabule:
Jest rok 1893. W pociągu Kolei Nikołajewskiej, w tajemniczych okolicznościach umiera rosyjski milioner Jegor Pawłowicz Worobiow, który tuż przed śmiercią  próbuje wyjawić córce mandżurski sekret jej rodu. W śledztwo natychmiast angażuje się Metody Kobyłkin – znany w całej Rosji detektyw, wielokrotnie porównywany do francuskiego Vidocqa. Z pozoru sympatyczny, starszy pan, w rzeczywistości jest śmiertelnie groźną bronią wymiaru sprawiedliwości. Wraz z zaufanymi agentami, Kobyłkin podejmuje się rozwiązania mrocznej zagadki rodu Worobiowów. Obfitujące w zwroty akcji śledztwo, odkrywa przed Czytelnikami kolejne zbrodnie, przenosząc bohaterów w coraz bardziej egzotyczne zakątki naszego globu...
Kilka słów o detektywie:

"Metody Kobyłkin - Rosyjski Sherlock Holmes, detektyw o przenikliwym umyśle, który potrafi rozwikłać najbardziej przerażające i tajemnicze zagadki."
                                                                  (Terra Publishing)
"...Metody Kiryłłowicz Kobyłkin (...) całe swoje życie poświęcił na zaciekłą walkę z przestępczą naturą człowieka. Walkę, w której głównym orężem nie jest siła, lecz spryt i pomysłowość. Mówiono o nim, że potrafi odpowiednio wcześniej określić, gdzie i kiedy zostanie popełnione przestępstwo... Węch Kobyłkina działa niczym szósty zmysł, pozwalając mu wniknąć w umysł przestępcy i odkryć czające się w nim, drapieżne instynkty. Dzięki temu, rozwiązywanie nawet najbardziej skomplikowanych, przerażających i owianych tajemnicą zagadek, nie stanowi dla niego żadnej trudności. Do czasu..."
Kilka słów o autorze:

"A. Ławrow - Mistrz zmyślnej intrygi!"
                           (Władimir Razin)
 

"Najsłynniejszy autor powieści kryminalnej w odcinkach!"
                                                                                        (Lira Publishing)

A. Ławrow (1866 - 1917)  to pseudonim Aleksandra Iwanowicza Krasnickiego, słynnego autora kryminałów, którego dzieła rozeszły się w milionowych nakładach. Zaczynał, jako reporter, później zajął się literaturą. Opublikował ponad sto powieści, wiele opowiadań, wierszy, nie mówiąc już o reportażach i szkicach. Pod pseudonimem A. Ławrow napisał powieściowe cykle pt. "Caryca hunhuzów" oraz „Fatalna tajemnica” - wielopłaszczyznowe utwory, w których po raz pierwszy pojawia się postać słynnego detektywa Metodego Kobyłkina. Szczególnym sentymentem pisarz darzył powieść awanturniczą, a zwłaszcza kryminał. Był bowiem mistrzem w tworzeniu zmyślnych intryg.


Fragment powieści:
„W tym momencie Worobiow krzyknął rozdzierająco i skoczył na równe nogi. Jego twarz zrobiła się sino-blada, wargi mu zbielały, a całym ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Starzec szamotał się bezsilnie. Próbował coś powiedzieć, nie mogąc jednak wydusić z siebie ani słowa.
- Tatku, co się z tobą dzieje? – Maria rzuciła się w stronę ojca.
- Pierścień... w-weź pierścień! – wychrypiał Jegor Pawłowicz.
Przeraźliwe rzężenie wyrwało się z jego ust. Mężczyzna przewrócił się do tyłu i ciężko upadł na wznak. Zaszklone oczy gwałtownie znieruchomiały, a na ustach pojawiła się piana. Po całym masywnym ciele przebiegł dreszcz.
- Pomocy! – krzyknęła nie swoim głosem Maria Jegorowna, jednocześnie rzucając się w stronę drzwi.”

("W otchłani Imatry" tłum. Agnieszka Papaj  www.dobrehistorie.pl)