Już od kwietnia rozpoczynamy cykl recenzji retrokryminałów, z którymi każdy miłośnik tego gatunku powinien się zapoznać! Będzie zaskakująco, tajemniczo, momentami orientalnie, a przede wszystkim bardzo, bardzo klimatycznie :) A ze względu na to, że spora część z recenzowanych pozycji to powieści naszych rodzimych autorów, proponujemy Wam dziś lekturę fascynującego artykułu Renaty Łukaszewskiej o polskim kryminale retro. Dajcie się wciągnąć w Zabawę w Mocka!
*
Przedmiot
śledztwa: Pustoszenie półek w polskich księgarniach.
Podejrzany:
Retrokryminał.
Poszlaki:
Podobno w Polsce prawie nikt nic nie czyta (wyłączając program
telewizyjny). Jakim cudem więc książki Marka Krajewskiego, Marcina
Wrońskiego lub Ryszarda Ćwirleja znikają z półek niemal tak
szybko, jak się na nich pojawiły? Przyczyn może być kilka. Na
miejscach zbrodni nie znaleziono żadnych oznak ingerencji
pozaziemskiej, więc teorię o żółtych kosmitach budujących
działo z wysokiej jakości papieru książkowego (niestety)
odrzucam. W żadnej z księgarni nie odnotowano też śladów
włamania, czyli na pewno nie jest tak, że autorzy nawzajem sobie
podkradają pozycje, żeby konkurent sprzedał mniej. Pozostaje mi
ostatnia wersja śledcza – ludzie kupują. Prawdziwe szaleństwo na
powieści detektywistyczne w stylu retro rozpoczął nie kto inny,
jak Marek Krajewski, wydaną w 1999 roku książką Śmierć w
Breslau. Autor okrzyknięty został ojcem chrzestnym rodzimego
retrokryminału i trudno mu tego miana odmówić, choć jak sam
przyznaje, szedł po tropach, które wcześniej zostawili inni.
Wspomina tu chociażby prozę Joe Alexa (właśc. Maciej
Słomczyński), w której można dostrzec wątki historyczne.
Gdziekolwiek jednak doszukiwalibyśmy się jego korzeni, nie ulega
wątpliwości, że obecnie kryminał retro jest jedną z najbardziej
poczytnych odmian literatury popularnej. Dlaczego?
Trop
1: Bohater
Dziwna
sprawa z tymi kryminałami. Bardzo dobrze i szybko się je czyta, a
co najważniejsze dla autora, ma się ochotę na więcej. Zazwyczaj
głównym winowajcą jest porywający główny bohater, wokół
którego rozgrywa się intryga. Często jest to postać mocna i
wyrazista, choć pełna sprzeczności. Ma nie tylko doprowadzić do
rozwiązania zagadki, ale też być moralną osią akcji jako ten
(lub ta), który zawsze postępuje słusznie. W wypadku wrocławskiej
serii Marka Krajewskiego (cykl sześciu książek rozpoczęty
Śmiercią
w Breslau,
a zakończony Głową
Minotaura w
2009) funkcje te pełni oczywiście słynny już Eberhard
Mock –
silny, kierujący się własną etyką bohater, jednocześnie
fundujący czytelnikowi liczne ekscesy seksualne i alkoholowe. Bardzo
podobny krąg zainteresowań posiada druga kreacja Krajewskiego,
Edward
Popielski ze
Lwowa (Głowa
Minotaura
z 2009, Erynie
z 2010, Liczby
Harona
z 2011, Rzeki
Hadesu
z 2012), dzielący z Mockiem wykształcenie z zakresu filologii
klasycznej oraz, mówiąc delikatnie, zamiłowanie do kobiet,
alkoholu i dobrego jedzenia. „Kiedy tworzyłem postać Eberharda
Mocka przed oczami miałem jedną postać – wybitnego
polskiego aktora Janusza Gajosa. Tworząc postać Edwarda
Popielskiego, przed moimi oczami był Telly Savalas – Kojak”[1]
– zdradza Krajewski. Poczynania obu panów śledzi się z zapartym
tchem, dlatego po sukcesie Śmierci
w Breslau
ta sprawdzona formuła na główną postać znalazła
odzwierciedlenie w książkach innych autorów. Nie ma jednak mowy o
kopiowaniu, ponieważ postać Eberharda Mocka jest… opatentowana.
Głównym
bohaterem kryminalnej serii Marcina Wrońskiego jest Zygmunt
Maciejewski
(Morderstwo
pod cenzurą
z 2007, Kino
Venus z
2008, A
na imię jej będzie Aniela
z 2011, Skrzydlata
trumna
z 2012), którego cechuje nieco większa ufność w stosunku do
kobiet oraz pewna bezinteresowność. Wydaje się bardziej miękki
niż jego wrocławski odpowiednik, ale z pewnością nie mniej
interesujący. Zyga Maciejewski jest byłym bokserem i śledczym
namiętnie łamiącym regulaminy. Sam Marcin Wroński mówi o nim, ze
jest „szorstki w obyciu, nieraz ironiczny, ale podobno czytelnicy
lubią go właśnie za ten cierpki humor”[2].
Od tego towarzystwa odstaje trochę Jerzy
Drwęcki,
bohater Konrada T. Lewandowskiego (Magnetyzer
z 2006, Bogini
z labradoru
z 2007, Elektryczne
perły
z 2007, Perkalowy
dybuk z
2009, Śląskie
dziękczynienie
z 2010), który oprócz tego, że prowadzi często brutalne walki z
przestępczością, jest również spełnionym mężem i ojcem. „Bo
to miał być niedzisiejszy bohater... Aczkolwiek te kody honorowe
jeszcze funkcjonują tu i ówdzie na warszawskich podwórkach”[3]
– tłumaczy autor.
Trop 2: Epoka
Czas
akcji jest podstawowym elementem wyróżniającym retro kryminał
spośród innych pozycji gatunku. Ujmując rzecz najprościej, retro
odnosi się do stosunkowo niezbyt odległej przeszłości. Z jednej
strony ma to swoje zalety, bo pozwala umieścić fabułę w innym niż
współczesny świecie bez konieczności tworzenia alternatywnej
rzeczywistości. Z drugiej jednak strony wymaga od autora sporej
znajomości historii i umiejętności przywołania klimatu
epoki. Zdecydowanie najczęściej pisarze osadzają swoich bohaterów
w realiach 20-lecia
międzywojennego,
do dziś budzącego wiele kontrowersji. Marcin Wroński tłumaczy
popularność międzywojnia w ten sposób: „To są czasy na tyle
odległe, że jawią nam się jako skansen, epoka całkiem inna, niż
nasza (…) ale to są pozory, bo tak naprawdę to czasy, gdy wiele
dzisiejszych biznesów przestępczych raczkowało, bądź też było
równie dobrze rozwiniętych. To jest czas (…) handlu kobietami,
czas gdy zaczęto handlować narkotykami, gdy pewne mechanizmy
korupcyjne do złudzenia przypominały te, z którymi zmagają się
współczesne komisje śledcze”[4].
Oprócz wspomnianych już Marka Krajewskiego, Marcina Wrońskiego i
Konrada T. Lewandowskiego szczególne zainteresowanie 20-leciem
między wojnami widać w prozie m.in. Artura Górskiego (Al
Capone w Warszawie
z 2007, Al
Capone w Berlinie
z 2009) czy Pawła Jaszczuka (Foresta
umbra z
2004, Plan
Sary z
2011). Epoka ta, choć zdecydowanie ulubiona przez pisarzy, nie jest
jednak jedyną obecną w retro kryminale. Zdarza się, że intrygi
zachodzą znacznie wcześniej, jak w wypadku książki Raport
Badenii
(2007) Krzysztofa Maćkowskiego, której akcja toczy się w 1900
roku.
Coraz częściej też autorzy osadzają fabułę w nieco bliższej
przeszłości. Należy tu wspomnieć książki Ryszarda Ćwirleja,
których akcja rozgrywa się w latach 80. XX wieku, u schyłku PRL-u
(Trzynasty
dzień tygodnia
z 2007, Upiory
spacerują nad Wartą
z 2007, Ręczna
robota
z 2010) lub powieść Tadeusza Cegielskiego Morderstwo
w alei Róż
(2010) również osadzoną w realiach komunistycznej Polski.
Bez
względu na to, w którym dziesięcioleciu dochodzi do intrygi,
twórcy retrokryminałów podchodzą do przeszłości bardzo
restrykcyjnie i szczegółowo, rzadko pozwalając sobie na
jakąkolwiek dowolność w odniesieniu do historycznych zdarzeń i
miejsc. Dlatego też możemy mieć pewność, że burdele odwiedzane
przez Mocka lub knajpy, w których stołuje się Maciejewski,
rzeczywiście istniały.
Trop
3: Miasto
Niemal
każda powieść kryminalna rozgrywa się w mieście. Rzadko kiedy
zdarzają się historie detektywistyczne, których akcja toczy się
gdzieś na odludziu. Przestrzeń miejska pozwala przecież na dużą
anonimowość i stanowi idealne miejsce dla rozwoju przestępczości.
Istnieje osobny gatunek kryminału miejskiego, z którego powieści
retro czerpią bardzo wiele. Miasto nie jest tu tylko tłem wydarzeń,
ale stanowi też rodzaj osobnego bohatera, za którym kryją się
miejskie legendy, mentalność mieszkańców, klimat przestrzeni,
charakterystyczna topografia i architektura. Przy zachowaniu
odpowiedniej spójności i dokładności wszystkie te elementy nie
tylko wzbogacają intrygę, ale też w pewnym sensie ją
uprawdopodabniają.
Jako
postać miasto ma swoje cechy. Szczególna charakterystyka miejsca
wyrasta w tym przypadku z opisów specyficznego budownictwa,
krajobrazu, ale też skomplikowanych relacji międzyludzkich.
Wrocławska
rzeczywistość
Krajewskiego jest dekadencka, mroczna i tajemnicza („Na świat
opadła wilgotnym całunem rosa. Perliła się na trawach, drzewach i
nagim ciele mężczyzny. W zetknięciu z rozpaloną skórą
natychmiast parowała. Policjant obudził się”[5]);
Lublin
Wrońskiego to industrialne miasto kontrastów, pełne ruchu i zabawy
(„Wrzuciła kierunkowskaz i skręciła w Rathgeberstrasse, jedną z
tych podmiejskich ulic z piętrowymi domami, wziętych w kleszcze
przez rozrastające się fabryki”[6]);
Poznań
Ćwirleja z kolei jest nieco szemrany i cyniczny („Przypomniał
mu się smak Popularnych, które palił jeszcze niedawno, zanim
przeszedł na skręty i splunął na samą myśl o krajowym wyrobie,
którym zatruwał płuca ponad 40 lat. Sąsiad, ten Nowak z
dziewiątego piętra, poradził mu, że tytoń i bibułki to może
nie taniej, ale zdrowiej, a poza tym więcej palenia wychodzi”[7]).
W
zdigitalizowanej współczesności ci nietypowi bohaterzy z
międzywojnia paradoksalnie są czymś egzotycznym. Nie ma tu miejsca
na powtarzalność charakterystyczną dla aglomeracji usianych
wieżowcami i poprzecinanych asfaltem, do której przecież
zdążyliśmy się przyzwyczaić. W retrokryminale liczy się
atmosfera zadymionych kawiarni i ciemnych uliczek, miasto
przeszłości, które wyszło z roli zwykłej scenografii.
Swoich
książkowych retrorealizacji doczekały się także inne polskie
miasta. Z tych największych należy wymienić Lwów (seria M.
Krajewskiego o E. Popielskim, książki Pawła Jaszczuka), Warszawę
(proza A. Górskiego oraz K. T. Lewandowskiego), Łódź,
Katowice (pojawiają się u K. T. Lewandowskiego) czy Kraków
(Sekret Kroke z 2010, Małgorzaty i Michała Kuźmińskich).
Wynik
śledztwa:
Czasy, kiedy kryminał zaliczało się do taniej literatury, na
szczęście już minęły. Mam wrażenie, że coraz rzadziej
określenia „popularny” czy „rozrywkowy” utożsamia się w
piśmiennictwie ze słowem „gorszy”. Kryminał dynamicznie się
rozwija, o czym świadczyć mogą ciągle pojawiające się na rynku
wydawniczym nowe powieści paragatunkowe, łączące intrygę z
humorem, pastiszem, fantastyką i oczywiście historią. Z
najbardziej popularnych ostatnio pozycji można wymienić Drwala
Michała
Witkowskiego (autoironiczna, nieco przerysowana, ale bardzo zabawna
wariacja kryminalna), najnowszą książkę polskiej królowej
intryg, Joanny Chmielewskiej, Gwałt
(bardzo ciekawa zabawa konwencją w sądzie czasu PRL-u) lub też
świeżutkie Rzeki
Hadesu Marka
Krajewskiego (kolejna, tym razem powojenna część przygód Edwarda
Popielskiego). Śledztwa w znakomitej oprawie retro, jakie serwują
nam współcześni rzemieślnicy literatury, gwarantują w swej
różnorodności zabawę na wysokim poziomie. „Moim celem jest
tylko i wyłącznie dostarczanie godziwej rozrywki, to wszystko”[8]
– mówi Marek Krajewski.
Niech trwa więc zabawa w Mocka!
[1]
Wypowiedź
ze spotkania promującego książkę Erynie,
materiał wydawnictwa Znak [online, dostęp: 17 maja 2012]. Dostępny
w: <http://www.youtube.com/watch?v=ODXJboNoZX4>.
[2]
Wypowiedź z materiału promocyjnego wydawnictwa W.A.B. [online,
dostęp: 17 maja 2012]. Dostępny w:
<http://www.youtube.com/watch?v=1AagLW3K8N4&feature=relmfu>.
[3]
Mały
żart naukowy [online],
7 października 2007 [dostęp: 17 maja 2012]. Dostępny w:
<http://zbrodniawbibliotece.pl/pogawedki/30,malyzartnaukowy/>.
[4]
Wypowiedź
M. Wrońskiego pochodząca ze spotkania autorskiego w Miejskiej
Bibliotece Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie
[online, dostęp: 17 maja 2012]. Dostępny w:
<http://www.youtube.com/watch?v=mXVNguPbT4g>.
[8]
Pan
wygląda na pogodnego człowieka, więc skąd tyle okropieństw,
„Gazeta Petersburska” No. 3/2010 [online, dostęp: 17 maja
2012]. Dostępny w: <http://www.gazetapetersburska.org/pl/node/841>.
Renata Łukaszewska
(Artykuł ukazał się w drugim numerze czasopisma "Coś na Progu")