A z samego rana świeżynka od Wydawnictwa Dobre Historie - powstaje strona internetowa o cyklu "Caryca hunhuzów" autorstwa Aleksandra Ławrowa. Już teraz zapraszam do zapoznania się z informacjami o serii. Na stronie znajdziecie też notę o autorze, piękne ilustracje Krzysztofa Chalika, a także fragmenty powieści "W otchłani Imatry".
Wszystko o kryminale retro w Polsce i na świecie. Przedruki artykułów z czasopisma "Coś na Progu", fragmenty powieści, recenzje, konkursy i wiadomości o najnowszych publikacjach.
sobota, 29 grudnia 2012
piątek, 28 grudnia 2012
O Ławrowie i nie tylko :)
Święta już za nami, na półce cała masa kryminałów retro (i nie tylko), które już wkrótce zrecenzujemy specjalnie dla Was :) A na dobry początek proponuję wywiad radiowy z Łukaszem Śmiglem, który opowiada o kulisach powstawania powieści "W otchłani Imatry".
wtorek, 11 grudnia 2012
Wywiad z Arthurem Conan Doyle'em (część pierwsza)
Jak obiecywaliśmy wcześniej - będziemy sukcesywnie zamieszczać fragmenty powieści, opowiadania, przedruki artykułów, wywiadów i wiele innych retro-ciekawostek :) Dziś mamy dla Was prawdziwy rarytas - pierwszą część wywiadu z samym sir Arthurem Conan Doyle'em! Kolejny fragment już wkrótce. Przyjemnej lektury!
*
W 1892 roku Artur Conan Doyle udzielił wywiadu magazynowi „The Strand”. Dzięki niemu zyskujemy fascynujący wgląd w życie prywatne pisarza, spojrzenie na jego pracę oraz najsłynniejszego bohatera, Sherlocka Holmsa. Poniżej tłumaczenie tej rozmowy...
Dzień z doktorem Arturem Conan Doyle’em
Harry How
Doktor Conan Doyle dał nam cenny dar – powieść detektywistyczną. Powoli stawaliśmy się znudzeni tradycyjnym przedstawicielem fachu śledczego. Zazwyczaj był on przeciętnym człowiekiem, który podążając tropem wyraźnych wskazówek, odkrywał tożsamość przestępcy. Każdy przeciętnie inteligentny człowiek byłby w stanie go zastąpić bez potrzeby wzywania policji czy prywatnego detektywa. Za sprawą doktora Doyle’a na scenie pojawił się Sherlock Holmes, bohater tyleż bystry, co błyskotliwy, spokojny i opanowany. Tylko on mógł dostrzec w kłębku wełny poszlakę wskazującą na morderstwo i doprowadzić do skazania przestępcy za pomocą spodeczka mleka. Wszystkie „drobiazgi”, które my uznalibyśmy za nieistotne, jemu służyły do rozwiązania zagadki kryminalnej. Holmes ma duszę artysty, który lubi trzymać czytelnika w niepewności. Choć sprawę rozwiązuje zwykle w mgnieniu oka, to jej sekret trzyma w tajemnicy do ostatniej chwili. Tożsamości przestępcy nie poznamy do samego końca opowiadania, tonąc za to w morzu poszlak. W końcu, gdy już się poddamy, Sherlock wyjaśnia całą zawiłą intrygę.
O zasługach Holmsa myślałem, kierując się do eleganckiego domu z czerwonej cegły w dzielnicy South Norwood. Tam waśnie mieszka doktor Conan Doyle – człowiek, który okazał się przeciwieństwem moich wyobrażeń na temat pisarza kryminałów. Nie miał ani przebiegłego wzroku, ani nie przypominał detektywa. Nie wyglądał nawet na współczesnego amatora tajemnic. Był sympatycznym, wesołym i szczerym człowiekiem o duszy domatora. Doktor Conan Doyle jest wysoki i ma szerokie barki, a kiedy ściskał moją dłoń na przywitanie, robił to szczerze i z ogromną siłą. Jego cera jest brązowa od słońca, ponieważ pisarz uwielbia przebywać na świeżym powietrzu i jest wielbicielem sportów: piłki nożnej, tenisa, kręgli i krykieta. Jego przeciętna w tym sezonie to dwadzieścia punktów podczas partii. Doktor Doyle jest zapalonym fotografem-amatorem. Szczególną radość sprawia mu jazda na rowerze. Uwielbia wsiąść na tandem i jechać z żoną na przejażdżkę. Ich ulubiona trasa liczy sobie aż trzydzieści jeden mil! Doktor Doyle przekazał tę pasję swej córce i częstokroć biega za nią po trawniku, pilnując, aby trzyletnia Mary nie spadła z roweru.
Moją wizytę rozpocząłem od poznania doktora i jego przeuroczej żony. Oprowadzili mnie po swoim domu. Szczególną uwagę zwróciłem na gabinet pisarza. Na jego ścianach wiszą obrazy namalowane przez ojca pana Doyle’a, ten bowiem pochodzi z rodziny o artystycznych korzeniach. Jego dziadek, John Doyle, był tajemniczym i uwielbianym „H.B”, którego ilustrowane satyry polityczne ukazywały się w przeciągu trzydziestu lat. Zadziwiające, ale tożsamość ich autora nigdy nie została w tamtym czasie wyjawiona. Kilka z nich rząd zakupił za sumę tysiąca funtów i przekazał do zbiorów British Museum. Popiersie artysty znajduje się także w holu posiadłości. Synowie Johna Doyle’a także byli uzdolnieni. „Dicky Doyle”, jak był nazywany przez bliskich i przyjaciół, zaprojektował okładkę „Puncha”. Jego podpis, niewielkie „D” z ptaszkiem na górze, widnieje w rogu obwoluty. Na honorowym miejscu w gabinecie wystawiony jest bardzo ciekawy szkic, którego reprodukcja znajduje się poniżej. Doskonale komponuje się z portretem J.M. Barrie. Szkic został wykonany przez Johna Doyle’a i przedstawia Królową, gdy ta miała sześć lat. Uchwycił ją, gdy udawała się na przejażdżkę konną po Hyde Parku. Opowieść głosi, że księżniczka spostrzegła artystę i zatrzymała wierzchowca, aby ten mógł namalować jej portret.
Jadalnię także zdobią obrazy, a te wyszły spod pędzla brata pana Doyle’a. Obok nich można dostrzec trofea, jakie gospodarz przywiózł z Arktyki, gdzie klimat jest znacznie mroźniejszy niż w naszych stronach. Salon z kolei jest wygodny i przytulny, fotele są miękkie, a popołudniowa herbata orzeźwiająca, podobnie jak wyborny chleb i świeże masło. Zauważyłem portret zbiorowy angielskiej drużyny w krykieta, która w zeszłym roku wyprawiła się do Holandii. Doktor Doyle był jednym z zawodników. Obok obrazu znajduje się wiele innych, namalowanych przez ojca naszego gospodarza.
– Widzi pan tę paterę w rogu? – spytał mnie doktor Doyle, wskazując na biało-niebieskie naczynie. – To jeden z talerzy obiadowych wicekróla Egiptu. Kiedy wyjeżdżałem z Portsmouth, odwiedziła mnie dawna pacjentka. Na pożegnanie sprezentowała mi drobny podarunek, abym o niej pamiętał. Jej syn służył na pokładzie „Inflexible” w czasie bombardowania Aleksandrii. Jedna z kul armatnich przebiła ścianę pałacu wicekróla i kiedy młodzieniec dostał się przez dziurę do środka, okazało się, że trafił do kuchni! Szybko uznał, że to najcenniejszy przedmiot, więc zabrał talerz. Dla owej starszej damy była to najcenniejsza pamiątka, ale prosiła mnie gorąco, abym przyjął podarunek. Sporo myślałem o tamtych wydarzeniach.
Zapaliliśmy cygara i wróciliśmy do gabinetu.
Doktor Doyle urodził się w Edynburgu w 1859 roku. Wysłano go do prywatnej szkoły Stonyhurst w Lancashire, gdy miał dziewięć lat. Szybko zajął się wydawaniem szkolnej gazetki, w której drukował także swoją poezję. Po siedmiu latach wyjechał do Niemiec. W szkole spotkał kilku młodzieńców z Anglii, z którymi także nawiązał współpracę dziennikarską. Niestety, ich opinie były zbyt odważne, a za motto gazety przyjęli sentencję: „Niczego się nie obawiaj, pisz o tym”. Artykuł traktujący o cenzurze listów do chłopców oraz cięty język, jakim go napisano, sprawiły, że stanęli oni przed sądem i publikacja kolejnych numerów została zakazana. W wieku siedemnastu lat doktor Doyle wrócił do Edynburga i rozpoczął studia medyczne. Dwa lata później wysłał do „Chambers’s Journal” swoją pierwszą próbkę literacką, opowiadanie „The Mystery of Sassassa Valley”, za które otrzymał wynagrodzenie w wysokości trzech gwinei...
CDN.
Przełożył: Marcin Roszkowski
(Wywiad ukazał się w trzecim numerze czasopisma „Coś na Progu” www.cosnaprogu.blogspot.com)
niedziela, 9 grudnia 2012
Artykuły: Retro-spekcja
Na blogu naszego czasopisma http://cosnaprogu.blogspot.com/ możecie już przeczytać relację (a nawet fotorelację;) z premiery powieści "W otchłani Imatry". Podczas spotkania rozmawialiśmy między innymi o "Zbrodni i karze", mrocznym Petersburgu oraz o fenomenie powieści retro.
No właśnie, jak to jest z tymi rosyjskimi kryminałami? Skąd się właściwie wzięły? Aby przybliżyć Wam historię tego gatunku, proponuję lekturę artykułu, który pojawił się w drugim numerze czasopisma "Coś na progu" :)
To
właśnie tam, w mrocznych zaułkach Petersburga narodziła się moda
na zbrodnię, a co za tym idzie — na jej literacką kreację.
Trzeba zaznaczyć, że kryminał, choć nie najmłodszy, nie schodzi
dziś
z rosyjskich list bestsellerów i potrafi przyciągnąć nie tylko
czytelników, ale i samych autorów. Na czym polega fenomen tego
gatunku? Miłośnicy Akunina czy Buszkowa na pewno zgodnie stwierdzą,
że tajemnica tkwi w stylizacji.
Jednak, chociaż wpływy zagranicznych autorów
pozostawiły widoczny ślad na późniejszych przygodach Erasta
Fandorina czy Rodiona Wanzarowa, rosyjski kryminał retro posiada
jedną niezaprzeczalną zaletę – jest głęboko osadzony w
kulturze. Niemal w każdej powieści tego gatunku między wierszami
ukryta jest druga, o wiele głębsza i nakierowana na współczesną
problematykę historia. A słynny płaszcz historyczny znajduje swoje
ujście nie tylko w opisywanych wydarzeniach i dialogach bohaterów,
ale i w komentarzach samego narratora, który niekiedy z nostalgią,
innym razem z nieukrywaną ironią wspomina „stare dobre czasy”.
O życiu kryminalnym Moskwy i Petersburga
snuto najrozmaitsze opowieści. Często przybierały one formę
opowiadań o postępowaniach sądowych, a niejednokrotnie twórcy
korzystali z autentycznych dokumentów i zapisów z ówczesnych
rozpraw. Pojawiały się nawet wątki polskie, jak w Sprawie
korneta Jełagina Iwana Bunina. W historii o śmierci polskiej
aktorki, Marii Wisnowskiej, zamordowanej przez oficera gwardii
carskiej, wykorzystane zostały akta procesu, przeprowadzonego w
Petersburgu pod koniec XVIII wieku.
Choć
nikt nie powie tego wprost, między kolorowymi okładkami rządy
sprawuje literacki mezalians – wyniesiony na piedestał car Akunin
i importowana z Polski cudzoziemka, Joanna Chmielewska. Pozostali
pisarze, mniej lub bardziej świadomie, oddają swoisty hołd ich
twórczości. Warto też zwrócić uwagę na ciekawą tendencję.
Wśród męskiej części pisarzy dominuje wzorowana na zachodnich
mistrzach gatunku chęć stworzenia cyklu o słynnym detektywie. Aż
dziw, że lubujący się w podróżach Erast Fandorin nigdy nie
spotkał na swojej drodze genialnego żandarma Aleksieja Bestużewa.
A przecież ten ostatni, bohater powieści Aleksandra Buszkowa,
rozpracował szereg intryg w dzisiejszym Krasnojarsku, a nawet
powstrzymał zamach na cesarza Austro-Węgier, Franciszka Józefa.
A już na pewno któryś z nich powinien słyszeć o obrotnym
studencie prawa Władimirze Uljanowie, który w wolnych chwilach
ścigał przestępców w zapomnianych wioskach guberni samarskiej. Co
ciekawe, nazwisko autora cyklu o pomysłowym Wołodii – Witalij
Danilin, to pseudonim, pod którym ukrywają się dwaj twórcy,
Witalij Babienko i Daniel Kluger. Widocznie moda na pisarskie alter
ego stanowi dość
charakterystyczną manierę wśród rosyjskich literatów.
No właśnie, jak to jest z tymi rosyjskimi kryminałami? Skąd się właściwie wzięły? Aby przybliżyć Wam historię tego gatunku, proponuję lekturę artykułu, który pojawił się w drugim numerze czasopisma "Coś na progu" :)
"Na początku była zbrodnia..."
Gdzieś
pomiędzy nieustajacymi napadami epilepsji, umilając sobie grą w
ruletkę przerwy w kolejnych oświadczynach, Fiodor Dostojewski
zdołał jakoś napisać Zbrodnię i karę. Kto by
przypuszczał, że po latach powieść ta zostanie uznana za jeden z
pierwszych kryminałów psychologicznych, a sam autor - za prekursora
gatunku, który dwa stulecia później zawładnie rosyjskim rynkiem
wydawniczym...

A
zatem, czym jest ów osławiony rosyjski kryminał retro? Utarło się
określać tym mianem powieści, których akcja rozgrywa się na
terytorium carskiej Rosji, a wszelkie wydarzenia nie przekraczają
rewolucji październikowej. Co ciekawe, utwory stylizowane na retro
nie są wynalazkiem czysto rosyjskim, a podobnie jak głębokie
dekolty, jeansy czy muzyka pop – pomysł przypłynął do Słowian
z Zachodu.
W Europie moda na „starocie” rozpoczęła
się jeszcze w latach 40. XX wieku. Każdy z nas pamięta
przynajmniej jedną książkę, w której obdarzony nieprzeciętnym
intelektem detektyw rozwiązuje starożytne, średniowieczne czy też
wiktoriańskie zagadki kryminalne. Wystarczy wspomnieć zażywnych
mnichów z Imienia róży Umberto Eco lub uśmiechnąć się
do zakurzonych powieści sir Arthura Conan Doyle'a.

Do szeroko pojętego retro zaliczają się nie
tylko kryminały historyczne autorstwa współczesnych pisarzy, ale
również powieści i opowiadania kryminalne, powstałe w
dziewiętnastym i na początku dwudziestego wieku. Wspomniany
Dostojewski to zaledwie kropla w morzu zapomnianych nazwisk, które
dziś przewijają się jedynie przez opasłe tomy historii literatury
lub ożywają na chwilę w habilitacjach słowiańskich badaczy.
Na długo przed rozterkami Raskolnikowa
powstawały opowieści o czołowych ówczesnych szajkach i znanych
kryminalistach. Swoje pięć minut przeżywała też zapożyczona z
Hiszpanii powieść łotrzykowska i inspirowane nią utwory.
Przykładem mogą być chociażby przygody Wańki Kaina,
humorystyczne szkice autorstwa Matwieja Komarowa. Powieść tę uważa
się również za jeden z pierwowzorów rodzimego kryminału. Pisarz
ukazuje w niej losy moskiewskiego złodzieja i rozbójnika, który
dzięki swojemu sprytowi i znajomości przestępczego półświatka
zyskuje przychylność władz i, jako detektyw Iwan Osipow, sam
zaczyna ścigać złoczyńców.

Oczywiście te pierwsze utwory były bardzo
surowe i ukazywały rosyjską rzeczywistość w nieco okrojonych,
beznadziejnych barwach. Prezentowane wydarzenia stanowiły zazwyczaj
tylko tło dla właściwych rozważań. Pisarze poruszali w swoich
dziełach problemy natury filozoficznej i etycznej, a misją
literatury było przede wszystkim wywieranie wpływu na odbiorcę, a
nie zarabianie na samą siebie. Taśmowa produkcja i klonowanie
pomysłów zza granicy – to już domena współczesności.
Dziś, spacerując po Nowym Arbacie, jednej z
najsłynniejszych moskiewskich ulic, nie sposób nie zauważyć
monumentalnego pawilonu z równie pokaźnym zielonym szyldem – „Dom
książki”. Przemierzając dziesiątki alejek tego przybytku, można
się poczuć jak „zagubiony w czasie i przestrzeni” bohater
Horroru w Arkham. Jednak zaprawieni w poszukiwaniach
czytelnicy doskonale wiedzą, że cel ich literackiej podróży
znajduje się w opatrzonym magnetyzującą nazwą detektiv,
dziale numer 6. Tam właśnie, wśród rzędów półek ukrywa się
cała plejada znanych nazwisk – gigantyczne kryminale królestwo,
prawdziwa historyczna „retro-spekcja”.

Za
niezaprzeczalny fenomen na wschodnim rynku wydawniczym należałoby
natomiast uznać kryminały dla kobiet. Jest to w tej chwili
zdecydowanie najbardziej płodna i poczytna nisza. Pretendujące do
roli rosyjskiej Agathy Christie pisarki prześcigają się w
kuriozalnych pomysłach, jak by tu przyciągnąć czytelnika. Czasem
wystarczy chwytliwy tytuł i przepełniony ironią język, innym
razem warto zadbać o bogaty image,
jak w przypadku Darii Doncowej, która na oficjalnej stronie
internetowej rozwodzi się nad zaletami swoich ukochanych mopsów.
W oceanie rosyjskich konceptów niekiedy
trudno wyłowić prawdziwą perłę. Wielu autorów kryminałów
powiela, rozszerza lub na siłę udoskonala znane motywy. Natomiast
za ogromną zaletę powieści retro na pewno trzeba uznać głębokie
zakorzenienie w rodzimych realiach. Rosja Carska ma w sobie pewną
monumentalną magię, urok, któremu pisarze nie mogą się oprzeć.
Przepełniony
ideami Dostojewski zapoczątkował niekończącą się, wieloletnią
tradycję, by po latach samemu znaleźć się na kartach powieści
południowoafrykańskiego autora, laureata Nagrody Nobla, Johna
Maxwella Coetzee. Mistrz
z Petersburga na
wieki zapisał się w pamięci Rosjan czy to pod postacią szalonego
Raskolnikowa, czy dzięki wszystkim późniejszym powieściom,
nawiązującym do mrocznych, dziewiętnastowiecznych zaułków
ówczesnej stolicy.
Agnieszka Papaj
piątek, 30 listopada 2012
Tytułem wstępu
Wszystko zaczęło się
jeszcze w podstawówce. Gdy koleżanki skakały w gumę i
organizowały grupowe wycieczki do pierwszego gorzowskiego centrum
handlowego "Panorama", Papajka siedziała zakutana w koc -
obowiązkowo plecami do ściany - i po raz enty pochłaniała "Psa Baskerville'ów. Gdy
powieść dobiegała końca, a niecny pan X.X ponownie niknął w
otchłaniach mokradła, Papaj (z kocem na ramieniu, plecami do
ściany) wlókł się do sąsiedniego pomieszczenia i zmuszał
rodzica płci brzydkiej do przywoływania z pamięci kolejnych
historii o mrożących krew w żyłach przygodach cudownego Sherlocka
Holmesa.
Ten swoisty rytuał
powtarzał się co sobotę. Aż pewnego dnia rodzic, wymęczony
niekończącymi się opowieściami, zdecydował się na krok iście
niepedagogiczny i ściągnął z niedostępnej dla mikrusa półki TĘ
książkę. W tempie, którego nie powstydziłby się Robert Kubica,
wyrwałam rodzicowi bezcenny tom (a nuż się rozmyśli!) i pięć
sekund później wciśnięta w kąt, z podkulonymi nogami i
nieprzyzwoitymi wręcz wypiekami na twarzy, zaczęłam recytować:
„Dziesięć małych
Murzyniątek
Jadło obiad w Murzyniewie,
Wtem się jedno zakrztusiło -
I zostało tylko dziewięć […]”.
Jadło obiad w Murzyniewie,
Wtem się jedno zakrztusiło -
I zostało tylko dziewięć […]”.
Pod
koniec pamiętnego dnia, drżącym z emocji głosem, z wyrazem
pełnej satysfakcji na twarzy mogłam
wyskandować: „I nie
było już nikogo”...

Ten
niezwykle płodny romans z genialnym monsieur
Poirot
trwał nieprzerwanie do drugiego roku studiów. Wtedy to w
przydworcowej księgarni w Kaliningradzie natknęłam się na półkę,
zdominowaną przez powieści o pewnym radcy stanu, który jako
pierwszy był w stanie zrzucić z piedestału słynnego Belga.

Jedno
jest pewne, oprócz powtarzającego się pytania „Kto zabił?” w
moim repertuarze na stałe zagościło kolejne: „Jak on to
zrobił?!”. Bo trzeba przyznać, że cały urok rosyjskich powieści
detektywistycznych kryje się właśnie w niecodziennej, zaskakującej
fabule, w której najciekawsza jest nie postać mordercy, a jego
motywacja i pomysłowość. A tej ostatniej nie brakuje nie tylko
współczesnym pisarzom, ale i ich poprzednikom, jak Orłowiec, Zarin
czy Ławrow.
I
właśnie o takich nietuzinkowych autorach i o takich oryginalnych
kryminałach będziemy opowiadać Wam na tym blogu. Nie zabraknie też
oczywiście konkursów, wiadomości o najnowszych publikacjach,
recenzji i fragmentów książek, które każdy fan tego gatunku
obowiązkowo powinien przeczytać! Zapraszam.
poniedziałek, 5 listopada 2012
Artykuły: Fandorinada, czyli Sherlock Holmes po moskiewsku
Narodził
się w Moskwie pod koniec ubiegłego stulecia, gdy pewien gruziński
literaturoznawca kończył pracę nad monografią „Pisarz i
samobójstwo”. Wieloletnie zmagania z mało optymistycznym dziełem
wprawiły Grigorija Czchartiszwili w melancholijny nastrój. Aby nie
podzielić losu bohaterów swojej książki, postanowił ugryźć
temat z drugiej strony. Tak właśnie świat poznał genialnego
autora kryminałów, alter ego pisarza – Borysa Akunina.
Historia
niczym z „Sobowtóra” Dostojewskiego. Uznany na świecie tłumacz,
znawca literatury japońskiej i amerykańskiej, pewnego dnia zwraca
się w stronę beletrystyki. I to jeszcze gatunku, który w Rosji
cieszy się mianem przeciętnego czytadła, dostępnego za parę
rubli w dworcowym kiosku. Szaleństwo czy chwyt marketingowy? Według
samego Czchartiszwilego to literackie rozdwojenie jaźni było w
pełni świadome i pozwoliło pisarzowi na oddzielenie grubym murem
życia prywatnego od twórczej swawoli. Dziwne
zjawisko wywołało burzę na rodzimym rynku wydawniczym. Przez długi
czas zadawano sobie pytanie, kim jest tajemniczy Akunin? Pseudonim
kojarzono z anarchistą Michaiłem Bakuninem oraz z poetką Anną
Achmatową. Najbliżej prawdy okazały się jednak konotacje
japońskie. W Kraju Kwitnącej Wiśni słowo „akunin” oznacza
łotra, złoczyńcę.
To
właśnie wszelkie biesy, mroczne i pociągające czarne charaktery
najbardziej fascynują pisarza. Mają one w sobie coś
charyzmatycznego, unikatowego, czego brak przeciętnym ludziom. Dużą
rolę w konstrukcji negatywnych postaci spełnia wszechstronna
analiza psychologiczna, a także obserwacja gestów, mimiki, zmiany
zachowania pod wpływem konkretnych wypowiedzi lub wydarzeń.
Znamienne są również tytuły niektórych książek. Takie pozycje
jak „Azazel” czy „Lewiatan” sugerują, że w kręgu
zainteresowań literackich Akunina prym wiedzie sfera profanum. A
obserwować ją może za pośrednictwem postaci prywatnego detektywa,
Erasta Fandorina.
Cykl
powieści o bystrym Rosjaninie obejmuje 16 książek. Bohatera
poznajemy jako świeżo upieczonego asesora kolegialnego, który
prosto z bram uniwersytetu trafia za biurko w jednym z moskiewskich
urzędów. Nieprzeciętny umysł i zdolność do rozwiązywania
najbardziej skomplikowanych zagadek pomagają Erastowi w szybkiej
karierze, a jednocześnie przyprawiają jego życie szczyptą
szaleństwa i dramatyzmu.
Kreując
swoich bohaterów, Akunin garściami czerpie od klasyków gatunku,
przekształcając jedynie realia na bliższe rodzimemu czytelnikowi.
Akcja jednej z powieści rozgrywa się na statku. Wśród pasażerów
rejsu ukrywa się morderca, a zadaniem policji jest odnalezienie
sprawcy, nim łódź przybije do brzegu. Na pokładzie nie może
oczywiście zabraknąć niestrudzonego Fandorina, zawsze gotowego do
użyczenia swoich genialnych „szarych komórek” w imię
sprawiedliwości. Brzmi znajomo? Powinno. Podobne wątki odnajdziemy
u Arthura Conana-Doyle'a czy Mary Higgins Clark. Nie wspominając już
o królowej kryminału, Agacie Christie. W niemal identyczną
historię uwikłany zostaje detektyw Hercules Poirot w „Śmierci
na Nilu”.
A
słynne literackie duety? Wymuskany Erast, mitygujący wiernego
sługę, Japończyka Masę niewiele różni się od Sherlocka
Holmesa, testującego cierpliwość doktora Watsona czy Poirota,
pobłażliwie zerkającego na kapitana Hastingsa. Co ciekawe, to
nawiązanie do światowych wzorców nie drażni, a wręcz przeciwnie
– pozwala czytelnikowi na lekką zabawę w odkrywanie klasycznych
motywów. Pisarz doskonale zna prawa, jakimi rządzi się powieść
kryminalna. Wie, jak wykorzystać znane historie, a przy tym ubiera
je w niebanalną, intrygującą formę.
![]() |
BORYS AKUNIN |
Wraz
z pojawieniem się pierwszych książek, wśród czytelników
zapanowała istna „fandorinada”. Rosjanie masowo zachłystują
się Akuninem, a rynkiem wydawniczym zawładnął odkryty na nowo
kryminał „retro”. Co sprawia, że odrzucany dotychczas gatunek
wraca do łask? Być może jest to mit budowany wokół pisarza –
autor-sobowtór intryguje, przykuwa uwagę. Jednak to wytłumaczenie
sprawdza się tylko na początku. Zwykłą ciekawość zaspokoją
pierwsze dwa tomy. Ale co dalej? Co skłania do sięgnięcia po
trzeci, czwarty, dziesiąty? Cytując za sąsiadami ze Wschodu, rzecz
w stylizacji.
Przygody
Erasta Fandorina rozgrywają się w Rosji Carskiej na przełomie XIX
i XX wieku. Pisarz jest niezwykle skrupulatny i dba o dokładne
oddanie realiów opisywanej epoki. Jego
gabinet wystylizowany został właśnie na wiek XIX – rodem z
powieści. Kiedy Akunin zamyka za sobą drzwi, ma wrażenie, że
cofnął się w czasie o jakieś sto lat. Na ścianie wisi portret
słynnego detektywa. Autor natknął się na niego w sklepie ze
starociami. Od tej pory Fandorin towarzyszy mu w trakcie pisania.
Czasem się skrzywi, innym razem przyzwalająco kiwnie głową.
Skąd pomysł na ten szczególny okres w historii? To swoisty hołd
dla epoki, w której powstała najwspanialsza literatura rosyjska,
spisana przez takich mistrzów, jak Dostojewski, Tołstoj i Czechow.
Oni właśnie stworzyli Rosję, która przetrwała wieki.
Akunin
na każdym kroku wspomina wielkie dzieła. Wplata je we własne
historie lub posyła swojego detektywa śladami
dziewiętnastowiecznych bohaterów literackich. Innym razem tworzy
kontynuacje znanych utworów. Tak powstał „Łowca ważek”,
powieść szpiegowska
osadzona w czasach wojny rosyjsko-japońskiej, w przededniu klęski
pod Cuszimą. Pisarz przedstawia
alternatywną wersję dalszych losów Sztabskapitana Rybnikowa,
tytułowego bohatera jednego z opowiadań rosyjskiego pisarza,
Aleksandra Kuprina. W ten sposób Akunin nie tylko nawiązuje do
kanonu literatury pięknej, ale i wzbudza w czytelnikach chęć do
obcowania z nią.
W tych licznych, zmyślnych kryminałach brak jednego – umiaru.
Jeden z głównych zarzutów wobec pisarstwa Akunina to zbytnie
przemieszanie fikcji z prawdą historyczną. Faktem jest, że autor
ma niezwykły dar do tworzenia wiarygodnych opowieści. Przy tym
naszpikowane są one do granic możliwości dygresjami niczym z
opasłych prac naukowych. Ten swoisty historyzm, choć przystępny,
tworzy jednak niebezpieczeństwo dla mniej oczytanego odbiorcy. A nuż
uwierzy on w opowieść o uprowadzeniu następcy tronu Romanowów lub
w subiektywnie ubarwiony wpływ angielskich szpiegów na konflikty
rosyjsko-tureckie?
Skoro nie powieść historyczna, to dlaczego akurat kryminał?
Krytycy długo się głowili nad nietypowym wyborem pisarza. Dla Akunina odpowiedź jest prosta –
właśnie ten gatunek pozwala na największą interakcję z
czytelnikiem, zmusza go do myślenia, do podążania coraz to nowymi
tropami. Powstaje pytanie, czy znawca i badacz literatury jest w
stanie stworzyć coś oryginalnego, bez domieszek cudzego wpływu?
Jedno
jest pewne, zapożyczony z Zachodu czy też nie, nieopierzony młokos
Fandorin, zawojował serca czytelników, a pisarzowi przysporzył tyle
sukcesów, co problemów. Trudno bowiem zachować świeże spojrzenie
i nie pójść w stronę komercji, kiedy stworzyło się jedną z
ikon współczesnej rosyjskiej popkultury. Ale beletrysta i na to
znalazł lekarstwo. Za jakiś czas poznamy nowe oblicze
Akunina-Czchartiszwilego – autora gier komputerowych. Czy i wtedy
przyjmie nowy pseudonim? Na razie pozostaje to zagadką.
Klasyka rosyjskiego kryminału retro nareszcie w Polsce!
"W otchłani Imatry" to początek zapierających dech w piersiach przygód detektywa Metodego Kobyłkina,
słynnego na całą Rosję pogromcy przestępców,
nazywanego Okiem Sprawiedliwości. Klasyka rosyjskiej literatury
kryminalnej nareszcie w Polsce. Historie stworzone pod sto lat temu,
teraz odkrywane na nowo - dla fanów Sherlocka Holmesa i wielbicieli Erasta Fandorina.
Kilka słów o fabule:
Jest rok 1893. W pociągu Kolei Nikołajewskiej, w tajemniczych
okolicznościach umiera rosyjski milioner Jegor Pawłowicz Worobiow,
który tuż przed śmiercią próbuje wyjawić córce
mandżurski sekret jej rodu. W śledztwo natychmiast angażuje się
Metody Kobyłkin – znany w całej Rosji detektyw, wielokrotnie
porównywany do francuskiego Vidocqa. Z pozoru sympatyczny, starszy
pan, w rzeczywistości jest śmiertelnie groźną bronią wymiaru
sprawiedliwości. Wraz z zaufanymi agentami, Kobyłkin podejmuje się
rozwiązania mrocznej zagadki rodu Worobiowów. Obfitujące w zwroty
akcji śledztwo, odkrywa przed Czytelnikami kolejne zbrodnie,
przenosząc bohaterów w coraz bardziej egzotyczne zakątki naszego
globu...
Kilka słów o detektywie:
"Metody Kobyłkin - Rosyjski Sherlock Holmes, detektyw o przenikliwym umyśle, który potrafi rozwikłać najbardziej przerażające i tajemnicze zagadki."
(Terra Publishing)
"...Metody Kiryłłowicz Kobyłkin (...) całe swoje życie
poświęcił na zaciekłą walkę z przestępczą naturą człowieka.
Walkę, w której głównym orężem nie jest siła, lecz spryt i
pomysłowość. Mówiono o nim, że potrafi odpowiednio wcześniej
określić, gdzie i kiedy zostanie popełnione przestępstwo... Węch
Kobyłkina działa niczym szósty zmysł, pozwalając mu wniknąć w
umysł przestępcy i odkryć czające się w nim, drapieżne
instynkty. Dzięki temu, rozwiązywanie nawet najbardziej
skomplikowanych, przerażających i owianych tajemnicą zagadek, nie
stanowi dla niego żadnej trudności. Do czasu..."
Kilka słów o autorze:
"A. Ławrow - Mistrz zmyślnej intrygi!"
(Władimir Razin)
"Najsłynniejszy autor powieści kryminalnej w odcinkach!"
(Lira Publishing)
A. Ławrow (1866 - 1917)
to pseudonim Aleksandra Iwanowicza Krasnickiego, słynnego autora
kryminałów, którego dzieła rozeszły się w milionowych nakładach.
Zaczynał, jako reporter, później zajął się literaturą. Opublikował ponad
sto powieści, wiele opowiadań, wierszy, nie mówiąc już o reportażach i
szkicach. Pod pseudonimem A. Ławrow napisał powieściowe cykle pt.
"Caryca hunhuzów" oraz „Fatalna tajemnica” - wielopłaszczyznowe utwory, w
których po raz pierwszy pojawia się postać słynnego detektywa Metodego
Kobyłkina. Szczególnym sentymentem pisarz darzył powieść awanturniczą, a
zwłaszcza kryminał. Był bowiem mistrzem w tworzeniu zmyślnych intryg.
Fragment powieści:
„W tym momencie Worobiow krzyknął rozdzierająco i skoczył na
równe nogi. Jego twarz zrobiła się sino-blada, wargi mu zbielały,
a całym ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Starzec szamotał
się bezsilnie. Próbował coś powiedzieć, nie mogąc jednak
wydusić z siebie ani słowa.
- Tatku, co się z tobą dzieje? – Maria rzuciła się w stronę ojca.
- Pierścień... w-weź pierścień! – wychrypiał Jegor Pawłowicz.
Przeraźliwe rzężenie wyrwało się z jego ust. Mężczyzna przewrócił się do tyłu i ciężko upadł na wznak. Zaszklone oczy gwałtownie znieruchomiały, a na ustach pojawiła się piana. Po całym masywnym ciele przebiegł dreszcz.
- Pomocy! – krzyknęła nie swoim głosem Maria Jegorowna, jednocześnie rzucając się w stronę drzwi.”
("W otchłani Imatry" tłum. Agnieszka Papaj www.dobrehistorie.pl)
- Tatku, co się z tobą dzieje? – Maria rzuciła się w stronę ojca.
- Pierścień... w-weź pierścień! – wychrypiał Jegor Pawłowicz.
Przeraźliwe rzężenie wyrwało się z jego ust. Mężczyzna przewrócił się do tyłu i ciężko upadł na wznak. Zaszklone oczy gwałtownie znieruchomiały, a na ustach pojawiła się piana. Po całym masywnym ciele przebiegł dreszcz.
- Pomocy! – krzyknęła nie swoim głosem Maria Jegorowna, jednocześnie rzucając się w stronę drzwi.”
("W otchłani Imatry" tłum. Agnieszka Papaj www.dobrehistorie.pl)
Subskrybuj:
Posty (Atom)